Niewiele szyłam w swoim życiu żakietów i ciągle się uczę jak należy to robić. Wełna parzona to piękna tkanina, jednak może sprawiać trudności - wyciąga się, "przybywa" jej podczas szycia. Szyjąc ten żakiet nauczyłam się, że czasem warto podklejać nie tylko odszycia i przody, ale również tył, rękawy, pachę, (koniecznie!) dół - w ten sposób zapobiegniemy wyciąganiu się tkaniny, materiał zyska większą "stabilność".
Nie można się poddawać, zniechęcać tylko uczyć i uczyć - tymi spostrzeżeniami chciałam się z Wami podzielić:)
No tak.... tylko nauka i praktyka czyni mistrza:))
OdpowiedzUsuńElegancko wyszło. Wełny parzonej nie próbowałam jeszcze szyć, ciekawe jak to się nosi.
OdpowiedzUsuńFaktycznie trzeba próbować cały czas czegoś nowego :) Żakiet mi się podoba, nie miałam styczności z wełną parzoną do tej pory, więc nie wiem jak wygląda.
OdpowiedzUsuńKrawiectwo i mój syn - oto moi nauczyciele cierpliwości;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie ci wyszedł ten żakiet. A wskazówki zapamiętuję na przyszłość :)
OdpowiedzUsuńŻakiet prezentuje się rewelacyjnie! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWełna parzona jest super. Wygląda obłędnie. Centaro nie zniechęcaj się, ostatni raz szyłam żakiet jakieś 10 lat temu i mam strasznego pietra bo chciałabym sobie uszyć właśnie jakiś krótki żakiecik a nie za bardzo wiem jak. Najbardziej szkoda materiału jak nie wyjdzie ;) W każdym razie Ty poradziłaś sobie wyśmienicie! Czym podklejałaś? Kamelówką?
OdpowiedzUsuń