Pada, ale tym razem to nie zwykły deszcz tylko burza:) cieszę się, bo lubię obserwować i podsłuchiwać burze siedząc w domu. Ale przejdźmy do rzeczy! - sukienki konkretnie. Skończyłam ją wczoraj wieczorem i po wyprasowaniu miałam to niezwykłe uczucie jakie towarzyszy mi czasem dzięki robieniu ubrań – silne zadowolenie, gdyż efekt końcowy był lepszy, niż to co sobie wstępnie zakładałam. Zaczynając pracę nad sukienką nie byłam jeszcze pewna jaki zrobię dekolt. Dopiero kiedy już prawie wszystko było gotowe zdecydowałam się na taki, który koresponduje z poziomą zaszewką.
Do konstrukcji sukienki wykorzystałam formę podstawową bluzki i rękawa, ale musiałam je nieco zmodyfikować. W tyle bluzki wprowadziłam zaszewkę dopasowującą, z przodu przeniosłam zaszewkę na środek. Rękaw skróciłam i zwęziłam na środku i po bokach (w sumie o 4 cm).
Sukienkę uszyłam z lnu i początkowo miałam pomysł żeby zapięcie było z tyłu na drewniane guziki. W trakcie szycia uznałam jednak, że takie rozwiązania jest w dzisiejszych czasach niepraktyczne (dawno dawno do pomocy przy zakładaniu ubrania kobiety miały służbę...) i lepiej będzie wszyć suwak. Niestety dysponowałam tylko pomarańczowym krytym i kilkoma metalowymi, ale zbyt krótkimi - więc zdecydowałam się na kryty, choć wolę toporne metalowe:)
A oto przed Wami: "wnętrze"...
i "zewnętrze" mojej sukienki
Nie wiem czy to za sprawą lnu, prostej formy, czy krzyża jaki stworzył się za sprawą pionowego łączenia przodu i poziomych zaszewek, ale jest w tej sukience chyba coś z habitu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz